BEYOGLU - DŻINN W DZBANKU DO HERBATY

15.04.2015

MY GUIDE IN ISTANBUL, SANEM YUCESOY, WAS YOUNG AND IN LOVE

Zanim, przy kieliszku białego tureckiego wina, Sanem zwierzyła mi się z dylematów jakie ma z powodu zazdrosnego mężczyzny, w którym się zakochała, przeszłyśmy chyba 20 km po Beyoğlu i Karaköy, kręcąc się w kółko.

Trudno byłoby zwiedzać inaczej, bo w plątaninie uliczek, które snuły się stromo pod górę albo gwałtownie opadały, co chwilę napotykałam miejsca, do których koniecznie trzeba było wejść. Sklepiki, małe bary, galerie, pracownie ceramiczne, wine bars, restauracje, barber shops, hoteliki, uliczne mikro targi z rupieciami i antykami. Na jednym z nich wytargowałam za dobrą cenę porcelanowy, niebieski dzbanek do herbaty. 

Po tej stronie Bosforu rządziły koty. Każda uliczka miała swojego kociego „ciecia”. Wodziły za nami oczami jak Roman Wilhelmi w roli Anioła u Bareji. Miały dziwnie ludzkie spojrzenia, i niekoniecznie przyjazne. Jeden jednak był clochardem i poprowadził nas w ślepy zaułek, senny cul-de-sac, w którym zmurszałe, stare kamienice próbowały odebrać powab tym przed chwilą odświeżonym. Mrok zaczął wypierać światło.

Na końcu uliczki zobaczyłam uchylone drzwi do kamienicy. Sanem zaglądała w witrynę z włoskim ekspresem do kawy. Ja wślizgnęłam się przez ciężkie drzwi, które się zatrzasnęły. Zastygłam w bezruchu na małą chwilę, żeby zaraz wyłowić dźwięki jakiejś krzątaniny gdzieś wyżej. Wspięłam się po schodach na drugie piętro, gdzie drzwi stały otworem, a z wnętrza syczał odkurzacz. Trochę mnie to wkurzyło, bo już miałam dreszcze i nadzieję, że właśnie oto obejrzę domową, intymną scenę w starej mrocznej kamienicy w Stambule. Ośmielona wyciem odkurzacza maskującego moją obecność, najpierw wsunęłam przez drzwi głowę, a potem już całą siebie. Stanęłam w progu przestronnego pokoju o smukłych oknach balkonowych, z których rozpościerał się piękny widok - tonące w zachodzącym słońcu domy na sąsiadującym zboczu. Ściany pokoju pozbawione tynków odsłoniły starą cegłę, która łapała złote refleksy zachodu słońca z naprzeciwka. Kamienny kominek zapowiadał równie przytulne światło po zmroku, a stary turecki dywan - na pewno miał zaraz odlecieć, byłam tego pewna. W tym momencie zamilkł odkurzacz.

Sanem nawoływała mnie z ulicy, echo jej głosu wpadało przez okno w innej części mieszkania.

Nie miałam już czasu na refleksję, że sytuacja, mimo, że spontanicznie niewinna, może okazać się niefortunna. Wiedziałam, że ktoś świdruje moje lewe ramię wzrokiem. Kątem oka widziałam wysoką, smukłą postać, która też się nie poruszała.

4 FLOORS

Murat właśnie zamierzał zaparzyć sobie espresso. Wyłączył odkurzacz i w tej samej chwili zauważył, że w mieszkaniu stoi jak słup jakaś kobieta i gapi się w okna. Nie przypominała jego siostry, zresztą Sema powinna teraz siedzieć nad prototypem stalowych lamp i mebli, w swoim warsztacie w starej dzielnicy greckiej, po drugiej stronie Bosforu.

cdn.